gdzie jest ten cholerny świt?
Tak się zastanawiam, czy może nie zacząć znów prowadzić pamiętnika. I nie, nie tutaj, a gdzieś w zeszycie, długopisem, ozdabiając rysunkami i naklejkami. Myślę o tym chyba po części dlatego, że życie ucieka mi ostatnio między palcami. Zwłaszcza teraz, gdy notorycznie robię nadgodziny, dni są szare, a poza pracą i domem niewiele się dzieje. Ot, tu jakiś koncert, tu jakieś spotkanie ze znajomymi, ale ostatecznie i tak zazwyczaj jestem w domu przez dwudziestą drugą i na niewiele mam już siłę. Tutaj też nie mam często ochoty przebywać. Po ośmiu, dziewięciu godzinach przed kompem odpalanie go w domu i gapienie się w ekran zdecydowanie odpada. Obejrzeć film, ewentualnie, ale jednak wolę sięgnąć po książkę, pograć w głupią gierkę na telefonie albo nawet poleżeć w ciszy, której u mnie w pracy prawie nigdy nie ma. Nie napisałam o Twierdzy, małym festiwalu fantastyki z bardzo przyjemnym klimatem, ani o rowerowej Szwecji, piątej już zresztą. Może kiedyś to nadrobię, może nie....