ten ciężki ranek i to ciężkie powietrze...
które przecież kochasz i którego nie chcesz W środową i czwartkową noc trzęsłam się z zimna, mimo tego, że miałam na sobie spodnie, skarpety, bluzę z długim rękawem, byłam owinięta kołdrą i kocem i pod kołdrę włożyłam gorący termofor (dla porównania zwykle latem śpię w samych majtkach i koszulce). Wszystko mnie bolało, jakby przejechał po mnie walec, a ktoś posklejał kości kropelką i pozszywał mięśnie sznurkiem. W piątek, gdy się obudziłam, nie miałam siły nawet zejść zrobić sobie śniadania i zdałam sobie sprawę, że nikt mi nie pomoże. Ojciec w pracy, do domu wraca o dwudziestej. Siostra z niemowlęciem? Raczej nie zostawi go, żeby przyjść mi pomóc. Tym bardziej nie weźmie go do chorej osoby. Babci bałabym się dać nóż do ręki, sama musiałabym zrobić wszystko za nią, więc na nic mi taka pomoc. Nawet Życzenie jak na złość wywiało akurat w góry... Cierpiałam tak sobie cały piątek, po nafaszerowaniu się lekami w sobotę było już nieco lepiej. Poległam jednak przy zmianie pościeli - mę...