why don't you walk away?
W nocy, kiedy leżałam w łóżku i próbowałam zasnąć, słuchając świstu wiatru, stworzyłam idealny post na bloga. Niestety, rano nic z niego nie pamiętałam, zatem muszę zacząć od początku. Ogólnie mówiąc: mam dość. Mam dość tego, że cokolwiek bym sobie nie zaplanowała, coś psuje moje plany. Śnieg doprowadza mnie do szału, bo w śniegu raczej nie można szukać skrzynek - a jak wiecie, keszowanie to jedyna rzecz, która sprawiała mi ostatnio przyjemność. W tym roku ze trzy razy przekładaliśmy wypad na skrzynki, bo ten cholerny śnieg postanowił zasypać wszystko i ostatecznie nie pojechaliśmy do tej pory. Wyprawa po rower też musiała zostać przełożona - tym razem przez awarię w łazience, ale za drugim razem jednak się udało. Tylko że roweru nie mam nawet jak wypróbować - stoi w garażu i czeka na swój czas. Do tej pory zdążył się już zapchać zlew, zepsuć spłuczka, przez brak wody również musiałam odłożyć plany na inny dzień. Wczoraj udała się rodzinna wycieczka do notariusza, za to dziś...