why don't you walk away?

W nocy, kiedy leżałam w łóżku i próbowałam zasnąć, słuchając świstu wiatru, stworzyłam idealny post na bloga. 

Niestety, rano nic z niego nie pamiętałam, zatem muszę zacząć od początku. 

Ogólnie mówiąc: mam dość.


Mam dość tego, że cokolwiek bym sobie nie zaplanowała, coś psuje moje plany. Śnieg doprowadza mnie do szału, bo w śniegu raczej nie można szukać skrzynek - a jak wiecie, keszowanie to jedyna rzecz, która sprawiała mi ostatnio przyjemność.

W tym roku ze trzy razy przekładaliśmy wypad na skrzynki, bo ten cholerny śnieg postanowił zasypać wszystko i ostatecznie nie pojechaliśmy do tej pory. Wyprawa po rower też musiała zostać przełożona - tym razem przez awarię w łazience, ale za drugim razem jednak się udało. Tylko że roweru nie mam nawet jak wypróbować - stoi w garażu i czeka na swój czas. Do tej pory zdążył się już zapchać zlew, zepsuć spłuczka, przez brak wody również musiałam odłożyć plany na inny dzień. Wczoraj udała się rodzinna wycieczka do notariusza, za to dziś, gdy planowałam z Życzeniem pojechać do biura, od rana sypie białe cholerstwo, więc będę się tłukła autobusem w mrozie przez całe miasto.

I hej, zanim ktoś powie kiedyś to była zima!, to ostrzegam, niech zamilknie. Wiem, że kiedyś bywało zimniej i do Szwecji można było przejść po skutym lodem Bałtyku. Ale nie każdy z nas jest tysiącletnim wampirem, który pamięta czasy wielkich mrozów i porównując z dwiema poprzednimi zimami... Cóż, jest w chuj zimno.

Czuję się okropnie, jakby ta zima mnie złapała i uwięziła. Zwłaszcza, że pracuję w domu, kiedy jeszcze dojeżdżałam do biura, po prostu musiałam codziennie wychodzić. W dodatku open space skutecznie zapewniał mi dzienną dawkę interakcji społecznych, a teraz rzadko z kimś rozmawiam. Teoretycznie mogłabym nałożyć cztery warstwy ubrań i ruszyć na spacer, ale jak wyglądam przez okno na zawaloną śniegiem ulicę, a w domu też w sumie za ciepło nie jest, to jedyne, na co mam ochotę, to zawinąć się w kocyś i zapaść w sen zimowy.

Do tego wszystkiego, kompletnie nie ma co ze sobą zrobić. Do kina nie pójdę, do restauracji czy na piwo się nie wyskoczy, na koncert się nie pójdzie, nawet do centrum handlowego jakoś tak strach iść, a jak już idziesz na zakupy, to co chwilę nerwowo dezynfekujesz ręce i poprawiasz maseczkę.

Wszystko dookoła wydaje się być... martwe. Świąteczne ozdoby, które jeszcze jakiś czas temu dawały ciepło, poznikały. Jest ciemno. Nawet wyciągnęłam Placebo, które słucham tylko kiedy jest odpowiednio zimno.

Obudźcie mnie wiosną.

Komentarze

  1. To smutne, że tyle czasu minęło, a tu ani jednego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziwnie się to czyta, kiedy jest tak ciepło ;D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz