Życie jest pociurlone...
Jakiś tydzień temu, w środę albo w czwartek, obudziłam się obok Mężczyzny Mojego Życia. W sensie, jego obecność nie była czymś niezwykłym, choć codziennym też jeszcze nie, ale gdy na niego spojrzałam, doznałam małego olśnienia. To jest ktoś, z kim chcę być już zawsze (a jeszcze nie tak dawno mówiłam, że zawsze to przecież strasznie długo). Oczywiście niedługo potem do głosu doszła proza życia, ale ta myśl ciągle jest gdzieś w mojej głowie. Płaczę ostatnio dużo i dużo przeżywam, a on wciąż tuli, głaszcze i przytula (choć czasem boję się, że ta anielska cierpliwość kiedyś się wyczerpie). Wystarczy, że jest, że trzyma za rękę, a ja zaczynam wierzyć, że wszystko ma sens, że wszystko się uda. Zawsze będę się tobą opiekować.