lecą kartki z kalendarza tak jak liście z drzew



Korpotydzień mija za korpotygodniem. Pięć dni w tygodniu budzik ustawiony na 5:30, dwa dni można pospać dłużej, choć zwykle i w weekend budzę się dość wcześnie. Dwadzieścia jeden tabletek różowych, siedem białych i nagle okazuje się, że minął kolejny miesiąc. Wypłata, wypłata, wypłata plus premia, co znaczy, że kolejny kwartał za mną.

Może ktoś z was pomyślał, że nie piszę, bo coś wydarzyło się w moim życiu. Może coś dobrego, jak nowa droga życia, przeprowadzka czy wyjazd, a może coś złego, jak choroba kogoś bliskiego albo nawet śmierć. A może nie ma tu już żadnych was i nikt ani przez chwilę nie zastanawiał się, co się ze mną stało.

Prawda jest taka, że u mnie nic się nie zmieniło. Żadnych odważnych życiowych decyzji, deklaracji, czy choćby podjęcia próby zmiany. Ta sama praca, ten sam Życzenie, ta sama wkurzająca rodzina i przyjaciele. To samo biurko na open space i te same cztery ściany w domu.

Jednak jest jakiś jaśniejszy punkt w tym wszystkim, a mianowicie podróże. W tym roku udało mi się odwiedzić sporo miejsc, i choć nie były to wyjazdy długie i spektakularne, cieszę się, że udało mi się zaczerpnąć nieco innego powietrza.


Mikołajki

Toruń

Warszawa

Rzucewo


Giżycko


Gdańsk


Karlskrona


Przewóz



I przecież gdzieś po drodze był też wieczór panieński w Warszawie, Hel, wycieczki rowerowe po okolicy, Pyrkon (aż się zdziwiłam, że nie mam z niego ani jednego zdjęcia), ogniska... A teraz czas się zaburritować na zimę.


Komentarze

  1. Ale zazdroszczę Ci tych wyjazdów. U mnie w tym roku plany wyjazdowe nie wypaliły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jednak coś tam się działo :)
    Witam ponownie! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że udało Ci się w tym roku odwiedzić trochę fajnych miejsc :)
    Ja na razie głównie marzę i czytam o podróżach. Może niedługo uda się choć część tych planów zrealizować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak wygląda twoja praca? Czy to faktycznie tylko uzupełnianie komórek w exelu?

    Jak naprawdę wygląda ta korpomowa? Czy zaczęłaś używać jej w domu?

    I wreszcie: jak ta praca wpływa na ciebie? Jak się przez nią zmieniłaś? Czy faktycznie jest tyle nadgodzin?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz należy do mnie (Chodzi mi o ten Unknown - pisałem z innego konta i nie wiem, czemu tak wyszło).

      Pozwolę sobie na ocenę tego miejsca:

      Blog jest pisany świetnym językiem, co - zwłaszcza w obliczu tego, że jego autorka większość życia spędza w korporacji, czyli miejscu, gdzie panują ponglisch i częste przekleństwa stanowi sukces. Jednakże pozwolę sobie zaznaczyć, iż nie jesteś gramatyczną nazistką i używasz angielskiego słownictwa tam, gdzie lepiej opisuje ono rzeczywistość, co dodaje twoim tekstom klimatu i autentyczności.

      Drugą zaletą jest umiejętność zawarcia dużej ilości treści w małej liczbie słów. Np. pierwszy akapit tego posta idealnie oddanie powtarzalność każdych kolejnych dni, jakie mijają w życiu autorki. No i słowo: "korpotydzień". Naprawdę wiele w nim zawarłaś. Jesteś trochę jak Hanna Krall.

      Podsumowując: wspaniały blog, mam nadzieję, że praca nie wyssie z autorki weny i zdolności pisarskiej, oraz, że nie dała ona z siebie zrobić korposzczurzycy numer 1232413431 i wciąż stara się pozostać sobą.

      Usuń
  5. Dołączam do buritowania zimy!
    Podróże to najlepsza z możliwych odskoczni, także trochę zazdroszczę, bo u mnie aż tak intensywnie nie było, ale mam zamiar to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To widzę, że nie tylko ja miałam "problem" z blogiem i postanowiłam, zupelnie nieświadomie, któregoś dnia po prostu odejść. Miało być na chwilę, bo przecież do tej pory odejścia mi się nie udawały a tu proszę, cyk, i rok minął :) Ale jak się okazuje, ktoś mnie nawet tu jeszcze pamięta i mam nadzieję, że i z Tobą uda mi się odświeżyć kontakt, a jeśli nie, to uda się go odświeżyć Tobie z innymi blogowymi przyjaciółmi ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz