To nie tak miało być...
Wszystko jest nie tak. Moim największym problemem w tym momencie powinno być to, że Muse nie zagrali Resistance. Ewentualnie to, że wyskoczyło mi dziwne coś na skórze i zdecydowanie powinien to obejrzeć lekarz. Ale nie, tak łatwo w życiu nie ma.
Mimo wszystko weekend był dobry. Nocleg w Żaczku bardzo wygodny, komunikację miejską dało się ogarnąć. Pogoda trochę przerażająca: najpierw upał, potem lało cały dzień. Przerośnięty trawnik okazał się słynnymi krakowskimi Błoniami. Szukanie keszy nie szło najlepiej z powodu tłumów, ale ostatecznie znalazłam dwa. I spodnie. Traumę przeżyłyśmy też w windzie, bo zamiast zatrzymać się na pierwszym, drugim i czwartym piętrze, wjechała na czwarte, po czym zjechała na parter bez zatrzymywania. Niewiele zwiedziłyśmy, a jedyne zdjęcie, jakie zrobiłam, to wystawa sklepowa z mnóstwem worków do odkurzaczy. Nigdy nie widziałam tylu worków do odkurzaczy.
I najważniejsze: Muse. Właściwie nie wiem, jak to opisać. Jakbym oddychała szczęściem, upijała się muzyką... Niby wiedziałam, że na żywo są dobrzy, ale nie przypuszczałam, że aż tak. Nie przeszkadzał mi tłum, nie przeszkadzał mi deszcz, chęć pochłaniania muzyki z zamkniętymi oczami walczyła we mnie z chęcią patrzenia na zespół. Nawet konfetti było takie ładne! A najbardziej fałszywie zaśpiewane Madness jakie słyszałam (to ludzie fałszowali, nie Matt, jakby co!) wypadło fajnie. I krzyczałam ile sił w płucach, jeśli tylko znałam tekst, a znałam w dziewięćdziesięciu procentach przypadków, czego dowodem jest moje bolące następnego dnia gardło (przez chwilę myślałam, że dopadło mnie jakieś choróbsko). Pozostał tylko niedosyt, że nie mogłam usłyszeć Resistance... (Mniej zdziwiłoby mnie lądowanie kosmitów niż fakt, że tego nie zagrali). Spełniło się jedno z moich marzeń i chyba powinnam wykreślić je z listy, ale do Chcę usłyszeć Muse na żywo dopisuję jeszcze raz.
Tylko że w dzień koncertu zadzwoniła do mnie siostra, że mama jest w szpitalu. Znowu na intensywnej terapii. W śpiączce. Po poprzednim razie miałam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała tego przeżywać. Chyba widok jej pustego pokoju nigdy mnie tak nie zdołował. Nigdy tak nie zazdrościłam Kaśce, że wraca do domu, gdzie czekają jej rodzice. No nic, może choć przez chwilę uda mi się o tym nie myśleć.
I'll never let you go
if you promise not to fade away
Never fade away
dlatego ja nie lubię jeździć windą by uniknąc niespodzianek:D nawet na 10 piętro chodzę na piechotę ;p
OdpowiedzUsuńJa zazwyczaj jestem leniwa i jeżdżę windą, jeśli mam taką możliwość. :)
Usuńpodziwiam odwagę Twą:D
UsuńTo lenistwo, nie odwaga :D
Usuńhaha ciiiii po co się przyznajesz;p
UsuńI tak już wszyscy wiedzą :P
Usuńhaha no chyba że nie czytają dokładnie;)
UsuńMoże :D
Usuńtrzymam kciuki za mamę. ściskam mocno :*
OdpowiedzUsuńNie słucham Muse, może kilka razy włączyłam jakichś ich kawałek. Ale że nie wiedziałam o ich koncercie w Polsce, to i tak nie mogę się sama sobie nadziwić. Ja? Nie wiedziałam? O Muse. Wstyd mi teraz.
OdpowiedzUsuńAle cieszę się, że doskonale się bawiłaś.
Miałam tak po koncercie Megadeth :)
Gdybyś była ich fanką, to mogłabyś mieć sobie za złe, że o tym nie wiedziałaś, ale skoro nie jesteś, to luz. :D
UsuńJa lubię być na bieżąco z rockowymi, metalowymi koncertami w Polsce. A Muse to brytyjski rock jak się patrzy ;)
UsuńCzęsto jeździsz na koncerty? :)
UsuńStaram się. Ale wolę jak to zespoły przyjeżdżają do mojego miasta. Zawsze dwie stówy mam wtedy w kieszeni, bo na podróż, żarcie i jakieś spanie nie muszę już ani grosza wydawać.
UsuńTak to każdy by chciał. :)
UsuńKruca bomba! Byłaś w Krakowie i nie dałaś znać?! ojojojoj nie ładnie :) Aczkolwiek pewnie znowuż ja byłam w Warszawie, może kiedyś znowu tu zagościsz? :)
OdpowiedzUsuńMała dużo pozytywizmu, odnośnie mamy. Trzymam mocno kciuki za poprawę i mam nadzieję, że powoli wszystko wróci do normy, to nie wiele aczkolwiek przesyłam dobre CHI
Jak to nie? Pisałam w ostatnim poście, że wybieram się do Krakowa. Ale nie wiedziałam, że tam mieszkasz. :)
UsuńJuż miałam Ci pisać o tym jak fajnie jest spełniać marzenia a tu takie złe wieści. Mam nadzieję, że Twoja mama wróci do zdrowia. Co jej się stało? Miała wypadek?
OdpowiedzUsuńW ogóle podziwiam Cię, że nawet w takiej chwili potrafisz pisać o tym, jak szczęśliwa byłaś na koncercie.
Jak się polepszy, to się popieprzy...
UsuńProblemy z płucami, ciągną się od lat.
Potrafię to jakoś oddzielić. Z samego zamartwiania się nigdy nic dobrego nie wychodzi.
Płuca mogą aż prowadzić do śpiączki? :/
UsuńWłaściwie to śpiączka farmakologiczna. Ale nie bardzo mam ochotę o tym rozmawiać.
UsuńBardzo przykra wiadomość :(
OdpowiedzUsuńNiestety.
UsuńOoo, to ja też jestem zdziwiona, że nie zagrali "Resistance", bo mogłabym się założyć, że to pewnik ;| Jeśli mowa o tym zespole, to chciałbym usłyszeć na żywo "Map of the Problematique"! Są takie zespoły, na których koncerty wybrałoby się jeszcze nieraz, mimo że miało się już okazję widzieć ich na żywo. Ale niektóre widziałam raz albo wcale i nie mam ochoty wybrać się na koncert, mimo że bardzo lubię akurat ich muzykę :D
OdpowiedzUsuńPrzykra wiadomość o mamie :( Ściskam i życzę wszystkiego, co dobre!
O, to też bym chciała! Właściwie chciałabym usłyszeć chyba wszystkie ich piosenki na żywo, bo brzmią jeszcze lepiej niż na płycie. :D Miałam tak ostatnio z Lao Che - ogólnie ich lubię, ale koncertem zupełnie mnie nie kupili.
UsuńNie jestem super wielką fanką Muse, więc nie mam zbyt wielkich wymagań. Tylko ta jedna piosenka xD Lao Che nie słucham, ale kiedyś kilka razy w Open FM włączyła mi się "Wojenka" i spodobała mi się ta piosenka :D
UsuńZa mną Lao chodzą od kilku lat, kiedy to poznałam Hydropiekłowstąpienie, ale broniłam się przed nimi jeszcze długo, zupełnie niepotrzebnie. ;)
UsuńTylko spróbuj wykreślić koncert ze swojej listy to uduszę :P zobaczę ulubionego zespołu to zawsze dobry pomysł :)
OdpowiedzUsuńi przykro mi :(
W życiu, jestem uzależniona od koncertów. :D
Usuń